hd-wallpaper-g400804f34_1920

Ile jest cukru w cukrze

   Tytuły muszą być intrygujące, bo w ten sposób zdobywamy czytelnika. Ale wpis wcale nie będzie o kulinariach, ani nawet o tym, że ostatnio wszystkiego we wszystkim jest mniej. Na przykład makaron Lubella nagle schudł do 400 gramów, czekolada Wedla do 80, i tak dalej. Downsizing to strategia, polegająca na odchudzaniu produktu, żeby móc zachować jego cenę. Ta strategia ostatnio została ulepszona i nie tylko zmienia się waga, ale i cena, bo Polak potrafi nawet strategie zgniłego Zachodu dopasować do swoich potrzeb. Przynajmniej nie wracamy już do domu z siatami, tylko z siateczkami, a portfelik już nie wypycha nam kieszeni. Ale nie o tym.



   Każdy, kto zmaga się z pracą w domu dobrze wie, że często zakładaliśmy, że zrobimy znacznie więcej, niż finalnie się udało. Zakładałam na przykład, że skoro przetłumaczenie strony powieści zajmuje mi około pół godziny, to przez cały dzień roboczy spokojnie przetłumaczę szesnaście stron. I zupełnie nie rozumiałam, czemu udaje mi się przetłumaczyć dziesięć.



   Po kilku dniach poddałam się. Włączyłam ukochane Pomodoro, żeby odliczać czas. Jeśli ktoś nie wie, to taka metoda, że przez 25 minut się pracuje, potem jest 5-minutowa przerwa i to wszystko odlicza miły pomidorek w komputerze. Można też ustawić sobie ten czas inaczej, oczywiście. No i ja przy pisaniu nigdy tego nie używam, ale przy innych pracach często tak.



   Ale – uwaga. Robiłam pauzy za każdym razem, gdy przerywałam pracę. Ktoś dzwoni – pauza. Puka – pauza. Nagłe siku – pauza. Zimno i trzeba włączyć farel – pauza. Kawa oczywiście w przerwie, razem z wymagającymi natychmiastowej odpowiedzi mailami, które przerwę oczywiście wydłużają. Podobnie jak głód, pusta lodówka, pełna pralka, wizyta pana z administracji, opowieść dziecka o ostatnim kolokwium i tak dalej. Pauza, pauza, pauza. W moim bulet-notesie pojawiały się krzyżyki, znaczące naprawdę wykonaną pracę. Znacznie wolniej niż bym chciała. Smętny hafcik. No bo… No bo po dwóch tygodniach odznaczania, a więc czasie, który można uznać za miarodajny, okazało się, że pracy w pracy jest około 60%. Czasem 70%. A czasem niestety zaledwie połowa. No bo…. Mama dzwoniła. 30 minut. Córka, Piotruś, koleżanka i bank. I ten obiad też jakoś sam się nie chce zrobić. Pralka odmawia samozaładowywania. 



   Nie będę teraz pisać, w jaki sposób udało mi się to zmienić (bo się nie udało i nie uda). A nawet nie o tym, że założenia należy dostosować do rzeczywistości, a nie na odwrót. Ale raczej o tym, że przyniosło mi to pewnego rodzaju ulgę, wynikającą z rozumienia stanu rzeczy. W końcu jeśli pracy w pracy jest tylko połowa, to życia w życiu też.



   Zdaje się, że dom jako taki ma ogromny talent do downsizingu pracy, a my, pracujący w tym nieprzychylnym środowisku, tendencję do upsizingu możliwości. W każdym razie eksperyment uważam za bardzo udany.

Comments are closed.